"Wieczorem 13 czerwca 1940 roku opróżniono wszystkie cele więzienia tarnowskiego, więźniom wydano depozyty, a następnie skierowano do łaźni miejskiej, gdzie zostali poddani kąpieli i dezynfekcji. Kapiel i otrzymane dezpozyty utwierdziły niektórych w przekonaniu, iż następny dzień przyniesie im wolność.
14 czerwca o świcie wyprowadzono więźniów przed łaźnię i po kilkakrotnym przeliczeniu uformowano w 100-osobowe kolumny, po czym poprowadzono w kierunku dworca kolejowego, pod liczną i dobrze uzbrojoną eskortą policji niemieckiej."
Irena Strzelecka w "Księgach pamięci"
"W dniu 13 czerwca, w godzinach wieczornych polecono przygotować się do transportu.
Dokąd? Nikt nie wie.
Mimo osłabienia każdy z nas żywiej począł się poruszać.
Żadna zmiana nie mogła przynieść nic gorszego od siedzenia w czterech ścianach
w beznadziejnym oczekiwaniu. Ustawiliśmy sie na dziedzińcu więziennym.
Głośno sprawdzono nazwiska i karawana ruszyła przez ulice miasta.
Miszkańcy ciekawie spoglądali na nasze młode twarze.
Bo przecież pod konwojem niemieckich mundurów maszerowała sama młodzież w kwiecie wieku."
Kazimierz Albin (nr obozowy 118)
"Posuwaliśmy się ulicami w zwartej grupie.
Od czasu do czasu żandarmi niemieccy pokrzykiwali «Los! Los! Ausrichten!», zmuszając do wyrównania załamujace się szeregi.
Szedłem jak na szczudłach, chwiałem się i nie czułem własnych nóg.
Świeżość powietrza czyniła zamęt i zawroty głowy. (...)
Dotarliśmy do łaźni miejskiej (...).
Rozbieraliśmy się po 20 osób i udawaliśmy się do piwnic, gdzie znajdowała się woda. (...)
Wyjrzałem na zewnątrz przez okno. Panowała ciemność.
Zbliżała się północ a my pozostawaliśmy jeszcze w łaźni otoczonej kordonem żandarmów niemieckich."
Tadeusz Niedzielski (nr obozowy 423)
"O świcie w dniu 14 czerwca 1940 r. transport złożony z 758 więźniów ruszył w kierunku dworca."
Tadeusz Niedzielski (nr obozowy 423)
"(...) Z balkonów i okien wychylały się postacie, z których wydobywał się szloch i łkanie.
Niejedni po raz ostatni spojrzeniem żegnali tych, którzy z ciężkim sercem przepojonym boleścią powłóczyli nogami jakby z ołowiu.
Niektórzy po raz ostatni opuszczali rodzinne miasto Tarnów."
Tadeusz Niedzielski (nr obozowy 423)
"Szliśmy poważni i przygnębieni.
Byli wśród Nas miejscowi tarnowianie – im chyba było najtrudniej.
Choć trasa naszego marszu wciąż była pusta… mimo to gdzieniegdzie w oknach dało się dostrzec ukryte za firankami twarze. Spłoszone znikały szybko, aby za chwilę znów się ukazać.
To oszołomione terrorem miasto w dwójnasób przeżywało wyjazd tak ogromnego transportu...
W pewnym momencie, rzucona niewidzialną ręką, wiązanka czerwonych kwiatów, zdeptana wściekle butem idącego żandarma.
Tak żegnał swoich więźniów poczciwy Tarnów: cicho… tajemnie… serdecznie"
Eugeniusz Niedojadło (nr obozowy 213)
"Usłyszeliśmy donośny świst lokomotywy i pociąg ruszył wolno, by po chwili zatrzymać się przed budynkiem dworca kolejowego.
Tu zdarzył się wypadek godny odnotowania.
Na peronie pojawili się gestapowcy, wykrzykując nazwisko jakiegoś więźnia, którego w końcu wyciągnięto z wagonu do poczekalni.
Jak się okazało, człowiek ten został zwolniony dosłownie w ostatniej chwili; szczęśliwiec zapewne nie zdawał sobie sprawy, jakiego uniknął losu.
Każdy z nas z żalem pomyślał, dlaczego jemu nie przypadło to w udziale."
Kazimierz Albin (nr obozowy 118)
"Gdy pociąg ruszył, zaraz na pierwszym przejeździe byłem świadkiem wzruszającej sceny.
Obok mnie tuż przy oknie siedział młody chłopiec.
Zupełnie dla mnie niespodziewanie wpadł w rozpacz.
Zaczął wyrywać sobie włosy i bić głową o drewniane oparcie wagonu.
Nadbiegł esesman i „uspokoił” go paroma uderzeniami kolbą.
Jak się później dowiedziałem, na przejeździe zauważył on swoja matkę, która także rozpoznała go przez okno."
Tadeusz Krupiński (nr obozowy 224)
"Z Tarnowa wyjechaliśmy około godziny ósmej.
Mimo, że pociąg jechał wolno i mogliśmy wyglądać za okno, nikt z nas nie mógł zorientować się w celu podróży."
Jerzy Bogusz (nr obozowy 61)